2 gru 2016

Minimalizm, a macierzyństwo

 
Dopóki człowiek jest sam ze sobą to wprowadzanie zasad minimalizmu, czy też porządkowanie swoich czterech kątów, jest naprawdę proste. Z każdym nowym członkiem rodziny sprawa zaczyna się komplikować,  a już najbardziej kiedy na świecie pojawia się Mały Człowiek. 
Nie dość, że taki Okruszek wywraca życie do góry nogami, to jeszcze wnosi do niego miliony gadżetów. Może nie wszystkie są konieczne, jednak liczba tych ułatwiających matczyną egzystencję jest całkiem imponująca. Już rozumiem, skąd wzięła się wymówka: "Nie mogę być minimalistką, bo mam dzieci". 

Naprawdę starałam się nie szaleć przy wyprawkowych zakupach. Skrupulatnie się do nich przygotowałam. Porobiłam listy (jakże by inaczej), przeczytałam internety, wymieniłam poglądy z innymi mamusiami. Byłam pewna, że z taką wiedzą kupię faktycznie tylko to co potrzebne. Bez zbędnego szaleństwa. 
Po upływie prawie 11 miesięcy, śmiało mogę rzec, że te wszystkie listy i internety mogą się schować. Dopóki człowiek nie pozna własnego dziecka, nie jest w stanie przewidzieć, co faktycznie okaże się konieczne, a co jedynie będzie ładnie wyglądać w dziecięcym pokoiku. Tak też na przykład mamusia kupiła butelki, smoczki i inne tego typu cuda. Po czym okazuje się, że Dziecię gardzi tym dobrem  i do tej pory nie używa ani smoczka, ani butelki. Podobnie rzecz się miała z niektórymi ubrankami dla noworodka. Ślicznie wyglądające na wieszakach i cieszące oko mamusi, nijak mają się do rzeczywistych potrzeb malucha. Ale o takich kitach to może innym razem. 

Wracając do świadomego konsumpcjonizmu. Po kilku miesiącach na macierzyńskim zwątpiłam, czy faktycznie można mieć dzieci i żyć zgodnie z zasadą minimalizmu. Wszak małe dziecko to nowe potrzeby. Takie zakupy to też świetna okazja do kontaktu z dorosłym światem, a tego na macierzyńskim matka spragniona okropnie. Tak też wcześniej opróżnione półki zaczęły zapełniać się na nowo, a ja pomału zaczęłam tracić rachubę do faktycznie potrzebne, a co tylko potrzebne udaje.

Na szczęście z tyłu głowy zapaliła mi się lampka - STOP! Dziecię ma niespełna rok, a my już mamy wszystkiego za dużo! To co będzie dalej! Gadżety domowe, czy też moja garderoba dalej jest na właściwym poziomie, jednak w przypadku Malucha zdecydowanie poszalałam. Czas wrócić na właściwe tory, dopóki Maluch jeszcze nie do końca świadomy, że matka zabiera mu zabawki.
Zamierzam udowodnić Wam i sobie, że minimalizm i macierzyństwo można pogodzić. A moimi sposobami na godzenie podzielić się z Wami na blogu. 







foto. M. Wełniak

3 komentarze:

  1. To ja już na starcie mówię rodzinie że przytulaki będę dawać te po mnie których mam całą siatkę (nowych pluszaków nie kupię) a rodzina jeśli chce kupować upominki to jedynie w postaci książeczek. Z ciuszkami też jestem ostrożna przy zakupach. Nie lubię jak w szafie jest coś czego nie noszę. Zakupy robię tylko jak jest potrzeba a potrzeba jest zawsze przemyślana :) I taki mam plan na macieżyństwo zobacyzmy jak wyjdzie w praniu :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ślicznie razem wyglądacie. Synek uroczy. Trzymam kciuki za minimalizm :)

    OdpowiedzUsuń
  3. jakie fajne pozytywne zdjęcia :-)

    OdpowiedzUsuń

Miło mi, że tu dotarliście.

Wpadajcie częściej ;)