19 lip 2015

Bo ja mam w nosie co też Pani myśli... Rozważań kilka o opinii innych.

Pochodzę z bardzo malutkiej i spokojnej miejscowości. Dla obserwatora wręcz oazy spokoju, wymarzonego miejsca na odpoczynek i ucieczkę od zgiełku dużych miast. Mieszkańców mało, więc oczywistym jest, że każdy zna każdego, a przynajmniej kojarzy z widzenia. Mieścinka sama w sobie nie zapewnia za dużo atrakcji, więc zaradni i pomysłowi mieszkańcy szukają ich sami.  Pewnie nie trudno się domyślić, że najciekawsze i najbardziej zajmujące okazuje się życie innych.  Nikt nie ucieknie przed ciekawskimi i oceniającymi na każdym kroku spojrzeniami. Żadna zmiana nie ujdzie uwadze wytrawnych obserwatorów. Każde potknięcie zostanie zapamiętane, a potem przekazywane dalej. O nie, nie o takich kąskach się nie zapomina. Co najgorsze przypadłość nie dotyczy tylko starszej grupy wiekowej. Mam wrażenie, że przekazywana jest z pokolenia na pokolenie wraz z mlekiem matki.
Tak jak wszędzie i tutaj możemy zauważyć pewne podziały społeczne, dla których głównym wyznacznikiem jest zawód lub majątek. Zamożniejsi, lub przynajmniej w taki sposób wykreowani, zawsze byli otoczeni wianuszkiem wielbicieli. Ci ze średniej klasy społecznej, albo zwyczajnie przeciętni uważani za nieciekawych, a niejednokrotnie zrzucani do rangi gorszych. W takim środowisku nietrudno o kompleks niższości. Sama się przed nim nie uchroniłam. Bardzo długo brakowało mi pewności siebie i wiary we własne możliwości. Zawsze wydawało mi się, że są lepsi ode mnie, a moje poczynania zostaną zwyczajnie wyśmiane.
Moim lekarstwem był wyjazd na studia i całkowita zmiana środowiska. Byłam pewna, że wraz z wiekiem zmądrzałam i udało mi się wyrwać z więzienia ludzkich opinii. 
Mimo pozornej pewności zakładając bloga o modzie, nikomu o tym nie powiedziałam. Wydawało mi się, że bycie blogerką modową nie brzmi dobrze. Taka tam zabawa dla nastolatek. Przecież to nie przystoi dorosłej kobiecie na etacie.  Zresztą czym też mój gust, czy też zawartość szafy wyróżnia się na tle całej reszty. Nie mam w zbiorach metek Chanel, czy też Dior, nawet nie za często chodzę do Zary. Mimo wszystko, chociaż początkowo w ukryciu, blog pomału się rozwija i przynosi mi coraz więcej satysfakcji. Ma również bardzo pozytywny wpływ na  codzienność - pozwolił mi usystematyzować mój styl . Odkryć, że tona ubrań nie sprawia radości, a już na pewno nie przyczynia się do bycia bardziej modnym.  Dodatkowo odkryłam jak wiele radości sprawia mi przelewanie myśli na wirtualne karki. Nagle przestało mnie interesować co też powiedzą inni i czy przypadkiem nie wyśmieją mojej blogowej działalności.
Teraz powinna pojawić się recepta jak szybko pozbyć się kompleksu niższości i przestać zwracać uwagę na opinie innych. Otóż muszę Was zawieść – nie mam recepty. Wiem jednak, że im szybciej uda Nam się uciec z więzienia opinii "życzliwych"  tym zdrowiej dla Naszej psychiki. Cieszmy się tym co sprawia Nam radość, a skoro nie krzywdzi  innych, to całą resztę jak to się mówi, miejmy w wielkim poważaniu. 

Ps. Chciałam Was z góry przeprosić za długą ciszę jaka zapanuje na blogu. Ciszę spowodowaną upragnionymi wakacjami! Wreszcie!
Zatem do następnego ;)














foto. M.Wełniak
Spódnica - New Yorker| t-shirt - Reserved| sweter -Cubus| buty - Converse

8 lip 2015

Nie każdy minimalista lubi białe ściany



Ostatnio dzięki uprzejmości mojej firmy miałam okazję wczuć się w rolę aktorki i wystąpić w filmie marketingowym. Hasło przewodnie całego przedsięwzięcia to "praca, pasja, przygoda". Nieliczni wybrańcy mieli okazję pokazać szczerszemu gronu swoje zainteresowania. Kto by się spodziewał, że prowadzenie bloga okaże się na tyle interesujące, że załapie się na kilka kadrów. Całość była podzielona na dwa etapy. Pierwszy to zwyczajne pytania o pracę - nic odkrywczego, drugi to prezentacja swojej pasji w naturalnym środowisku. Ten etap podobał mi się o wiele bardziej, zwłaszcza że mogłam popuścić wodzę fantazji opowiadając o tematyce bloga. No dobra z tą wodzą fantazji to lekko przesadziłam. Pan stojący za kamerą po moim jakże elokwentnym i niezwykle szczegółowym wywodzie, zerknął na zegarek mówiąc "Super, to teraz jeszcze raz tylko dużo krócej".
No jak to krócej! Krócej się już nie da!
Starałam się bardzo w przeciągu kilku minut powiedzieć o charakterze bloga, o świeżej fascynacji minimalizmem i po co w tym wszystkim zdjęcia modowe.  Pełna triumfu, że jednak zmieściłam się w tych okruszkach czasu zapytałam grzecznie – „zrozumieli Panowie o czym pisze na blogu?”. Zgodnie stwierdzili, że zrozumieli - o minimalizmie przecież. To mi nie wystarczyło, drążyłam dalej "A tak konkretniej?". "Konkretniej to, że nie lubisz kolorów tylko biały, czarny i szary. Nie lubisz ozdób i innych pierdułek. Robisz zdjęcia swoich stylizacji. No i coś tam jeszcze o kupowaniu mówiłaś. A ta torebka jest minimalistyczna, czy możesz ją odłożyć?" No matko i córko, to człowiek się stara, a oni całe meritum wywodu zepchnęli do "coś tam jeszcze". Z drugiej strony tego dnia faktycznie miałam na sobie prosta szarą sukienkę, więc podstawy do stwierdzenia mojej awersji kolorystycznej mieli wręcz namacalne. 
Kochane stereotypy.
Z drugiej strony wydaje mi się, że  Panowie zza kamery nie są odosobnieni w swoich poglądach. Słowo minimalizm od razu nasuwa nam wyobrażenie pewnej estetyki w modzie i wystroju wnętrz. Generalnie minimalista to osoba czarno biała, jak ognia bojąca się wzorów i kolorów. Zdecydowanie stroniąca od wszelkiego rodzaju dodatków. Mieszkająca w pustych białych wnętrzach o surowym wystroju. Charakterystyka jest dobra, ale tylko dla minimalizmu w ujęciu estetycznym.  Istnieje jeszcze drugie ujęcie tzw. minimalizm ideologiczny. Ten drugi, owszem skupia się na przedmiotach, ale w kontekście ich mądrego nabywania i gromadzenia. Wyzbywania się wszystkiego, co jest trzymane jedynie dla samego faktu posiadania. To on jest powodem radykalnych porządków w szafie i oczyszczania przestrzeni ze zbędnych balastów. Słowem nie wspomina o estetyce, nie narzuca niczego w kwestii faktury ubrań, czy też koloru ścian. Między minimalizmem estetycznym, a tym ideologicznym nie możemy postawić znaku równości. Owszem zdarza się, że idą w parze (np. u mnie), jednak zdecydowanie się nie wykluczają. Uwielbienie do czerwonych ścian, czy też dużej ilości wielobarwnej biżuterii w żaden sposób nie przeszkadza w uporządkowaniu swojej przestrzeni. Przecież to kwestia gusty niemająca nic wspólnego z ograniczeniem posiadania.

Mam nadzieję, że moim wywodem chociaż odrobinę udało mi się odczarować stereotypy, a wymówka "Nie mogę być minimalistą bo nie lubię białego" przestanie być tak popularna.










foto. M. Wełniak
tunika - H&M| spódnica - New Yorker| torebka - Zara| buty - Adidas