Zastanawialiście się kiedyś, co dla Was oznacza proste życie? Mnie odpowiedź nasunęła się natychmiast. Proste życie, to zdecydowanie życie bez
pośpiechu. Z definicją poszło szybko, jednak wprowadzanie w życie to już zupełnie inna bajka.
Przyglądając się otoczeniu, zaczynam nabierać przekonania, że w dzisiejszych czasach nie wypada "mieć czas". Trzeba być zapracowanym, zaganiany i z tysiącem obowiązków na głowie. Nawet jeśli Ci się niechcący przydarzy "mieć czas" to lepiej o tym nie rozpowiadaj. To zdecydowanie w złym guście. Jeszcze ktoś pomyśli, że jesteś leń, albo gorzej - nie masz ambicji!
Czas najlepiej zapełnić pracą. Taką z perspektywami, pochłaniającą każdą wolną chwilę i dającą możliwość szybkiego wzbogacenia. Kto by nie chciał wspinać się po szczeblach kariery. Szczególnie, że każdy szczebelek to wizja większej ilości złotówek na koncie. Za złotówkami idzie prestiż, podziw i zazdrość społeczeństwa. Niestety medal ma dwie strony. Osiągamy sukcesy, ale mamy coraz mniej czasu na życie. Chodzimy coraz bardziej zestresowani, i zmęczeni. Praca przestaje być przyjemnością, a przypomina raczej pole walki. W
najdrastyczniejszych przypadkach okazuje się, że w wieku 30 lat jesteśmy
wypaleni zawodowo.
Przedstawiony scenariusz opieram na własnym doświadczeniu. Nie wypaliłam się jeszcze zawodowo, ale pewnie dlatego że w porę oprzytomniałam. Moim największym wrogiem paradoksalnie jest perfekcjonizm. Po prostu nie umiem sobie odpuścić. Coraz większe doświadczenie, coraz więcej obowiązków, a doba wcale nie chciała się wydłużyć.
Wizja kolejki zadań doprowadzała mnie do rozpaczy. Przecież nie mogę wyjść z pracy, dopóki wszytko nie zostanie wykonane. Moim hobby było kolekcjonowanie nadgodzin. Pracowałam w pracy, pracowałam w domy, pracowałam w hotelach na wyjazdach służbowych. Generalnie ciągle pracowałam. Miałam wrażenie, że jak na chwile się zatrzymam to świat runie.
Wizja kolejki zadań doprowadzała mnie do rozpaczy. Przecież nie mogę wyjść z pracy, dopóki wszytko nie zostanie wykonane. Moim hobby było kolekcjonowanie nadgodzin. Pracowałam w pracy, pracowałam w domy, pracowałam w hotelach na wyjazdach służbowych. Generalnie ciągle pracowałam. Miałam wrażenie, że jak na chwile się zatrzymam to świat runie.
Wiecie, co w tym wszystkim jest najgorsze? Nikt
mi nie kazał! Sama wpuściłam się w maliny pracoholizmu. Bardzo chciałam żyć bez pośpiechu, a sama ten pośpiech nakręcałam. Człowiek sam sobie wrogiem.
Nie zwolniłam się z pracy, jednak postanowiłam odrobinę ją przemodelować. Powalczyć z własnym pracoholizmem oraz przyzwyczajeniem innych do niego. Praca jest ważna, nie zamierzam tego negować. Jednak w tym pędzie czasem trzeba się zatrzymać i zastanowić, czy rzeczywiście chciałam być w tym miejscu w którym jestem?
Po samej sobie zauważyłam, że pędzić jest łatwo. Pod presją tego co pomyślą inni, ciągnięci przez tłum. Zdecydowanie trudniej wyhamować i zacząć "prosto żyć".
foto. M. Wełniak
szalik - Medicine| spodnie, t-shirt - CUBUS| Narzutka - SH| buty - New Yorker