9 gru 2014

Miałam.., ale te słomiane zapały.

Wychowaliśmy się w społeczeństwie, które wbija nam codziennie do głowy, że jak się coś zaczyna robić to koniecznie trzeba to skończyć! No bo jak już się zobowiązujesz, angażujesz i podejmujesz decyzję to nie wypada tak po prostu porzucać. Trzeba dopiąć do końca bo inaczej leń i obibok jesteś! 
Kolejnym mocno zakorzenionym społecznym zjawiskiem jest słomiany zapał. Dzisiaj mi się chce, jestem w pełni zaangażowana, wyrabiam ponad 1000% normy, jutro jeszcze trochę mi się chce, potem robię bo w sumie skoro zaczęłam, a na końcu kompletnie mi się odechciewa i zapominam o tym jak bardzo chciałam swój cel osiągnąć na początku.  
Zawsze jest jeszcze druga strona medalu, biorąc pod uwagę masę pomysłów jaka codziennie przewija się przez moją głowę, nie jestem w stanie zrealizować wszystkiego. Pewne cele są po prostu warte porzucenia. W końcu człowiek się zmienia i to co jest dla mnie super pomysłem dzisiaj, jutro może nie być nic warte.
Zastanawiacie się zapewne do czego zmierza ten kolejny dziwny wywód? Spieszę z wyjaśnieniami. Mianowicie słowo pisane jakoś bardziej do mnie przemawia, bardziej obliguje przez swoją namacalność. Stąd właśnie te wywody. Wpis motywacyjny dla mnie ode mnie! Po co czekać do styczna, realizację noworocznych postanowień zaczynam od dzisiaj. 
W natłoku codzienności kiedy konieczne staje się określanie priorytetów, czasochłonne zadania spadają na dalsze tory. No dobra nie koniecznie bardziej czasochłonne, a po prostu te wymagające chociażby odrobiny zaangażowania. Nie mówię tutaj tylko o regularność pisania, ale również o innych codziennych aspektach. Bo miałam biegać, miałam regularnie nakładać maseczki, miałam olejować włosy, miałam.... Tych "miałam" jest zdecydowanie za dużo! 
Czas poodkładać to wszytko do odpowiednich szufladek - ważne/nieważne, a na te ważne wyrobić sobie nawyk. Bardzo lubię to sformułowanie "siłą nawyku". Czynności powtarzane regularnie wchodzą w krew i stają się nieodłącznym elementem życia codziennego. Weźmy na przykład mycie zębów - wyobrażacie sobie wyjście z domu bez umytych zębów? No właśnie, więc zamiast słomianego zapału, który jako paliwo starcza na króciutki sprint, czas na samodyscyplinę i siłę nawyku. Z tymi kompanami maratony mi nie straszne. 
Zatem raz, dwa trzy.... zaczynamy











foto. M. Wełniak

płaszcz- ZARA| spodnie - MANGO| buty - Venezia| torebka - TK-MAX| szalik - SH

11 komentarzy:

  1. prześliczny płaszczyk :) z szalikiem naprawdę wygląda bardzo ciekawie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Święte słowa. Wiecznie to zaraz, później, może jutro, od poniedziałku albo od 1-ego stycznia. Dupa Jasio. Później może być za późno. Oby jak najwięcej osób przeczytało Twój wpis i wzięło się w garść. Właśnie teraz.
    Świetnie wyglądasz! ;-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Czytając Twój post w pewnym momencie się przeraziłam ,ze za chwilę padną słowa, że nie będziesz już prowadzić bloga. Na szczęście nie stało się tak:) Każdy miewa takie chwile, kiedy nic mu się nie chce, to w pełni zrozumiałe ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Skąd ja to znam hehe aż mi wstyd, że też tak mam szok Stylizacja cudo ❤

    OdpowiedzUsuń
  5. świetna stylizacja, kozaki najpiękniejsze! :)
    Pozdrawiam : ))

    OdpowiedzUsuń
  6. Uwielbiam połączenie prostych, podstawowych kolorów <3 świetnie wyglądasz ! Genialnie Ci w tym kolorze na ustach 👍

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetne kozaki, zakochałam się i uwielbiam kolor płaszcza, strasznie mi się taki wielbłądzi podoba.

    OdpowiedzUsuń
  8. Świetny post no i Twój płaszcz...jest Genialny!!!:)

    OdpowiedzUsuń
  9. swietne buty i genialna stylizacja ;) pozdrawiam :)
    www.oojeeej.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  10. hmg, with black skinny jeans. <3 my mind goes crazy. :D haha !!!

    OdpowiedzUsuń

Miło mi, że tu dotarliście.

Wpadajcie częściej ;)